GTD – uprość sobie życie

Kilka tygodni temu pisałam artykuł o zarządzaniu czasem (to zdanie przypomniało mi, że dawno nie wrzucałam nowych tekstów na stronę, muszę to niedługo zrobić). Podczas szukania czegoś więcej niż kwadratu Pilne-Ważne-Niepilne-Nieważne, trafiłam na metodę GTD (Getting Things Done), którą kiedyś, chyba na studiach, próbowałam wdrożyć. Wtedy jakoś nie wyszło – zbyt dużo się zmieniało, a równocześnie chyba nie miałam aż tak dużo do zrobienia, aby musieć to wdrożyć…

Pamiętam, że wydawała mi się skomplikowana – te koszyki, skrzynki, konteksty. Dziś mam inne podejście – to nie metoda jest skomplikowana – to my ją komplikujemy.

Zaczynając od początku, czyli od skrzynek, w których gromadzimy spływające informacje. Ideałem byłaby jedna, ale w dzisiejszym świecie to nierealne – korzystamy z maila, z komórki, mamy rachunki, dokumenty, pomysły… Tylko, że sami je mnożymy. Zastanowiłam się ile mam adresów mailowych… 6. Przerażająca liczba. Ale jeden jest prywatny, o takim samym adresie od 10 lat – mają go wszyscy moi znajomi ze studiów i część ze szkoły średniej jeszcze. Inny ma oficjalny adres – do kontaktów służbowych. Jeszcze inna – półoficjalna – bo jej adres jest w różnych miejscach, więc zagrożona spamem… Na szczęście pocztę ze wszystkich ściągam do jednego programu pocztowego. Ale to działa tylko na moim prywatnym komputerze, ale już na wyjeździe nie.

A co mają zrobić osoby, które mają 12-15 adresów mailowych? Nie wierzycie? Sama znam taką osobę, więc podejrzewam, że jest ich znacznie więcej. Po co aż tyle? Osoba, o której napisałam, odpowiedziała, że właściwie nie ma pojęcia, jakoś tak samo wychodziło.

Do tego dodajmy kilka komórek (na szczęście posiadam jedną tylko :D), w każdej włączoną skrzynkę głosową. Komunikatory, gdzie każdy może zostawić nam wiadomość tekstową (a w niektórych także głosową). A to przecież nadal nie koniec – każdy dostaje tradycyjną pocztę – rachunki, listy, pocztówki. Szczególnie o tych pierwszych nie możemy zapominać…

A przecież dla niektórych z nas to nadal nie koniec – Blip, który niemal bez przerwy dostarcza wiadomości (dlatego nie mam obserwowanych osób tam, wolę czytać jak tradycyjny blog – inaczej można śledzić bez przerwy), RSSy, które czasem można przeczytać i zapomnieć, ale czasem wymagają reakcji. O czymś zapomniałam? Na pewno tak – w końcu nie korzystam z każdego źródła informacji…

Jak wspomniałam – zaczynam ograniczać swoje skrzynki. Co ciekawe – niektórych z nich mi nie brakuje. Miałam jeden adres mailowy, który służył mi tylko do newsletterów. Zlikwidowałam, gdy zorientowałam się, że większości z nich zupełnie nie czytam – 3 z nich były powieleniem RSSów, które są dla mnie znacznie szybszym i bardziej klarownym czytnikiem, z pozostałych czytałam tylko 1, który przeniosłam na inną skrzynkę. A zaprenumerowanych było… 16! W części z nich nie mogłam sobie nawet przypomnieć czemu je zaprenumerowałam kilka lat temu…

Skrzynka na rachunki to pomysł sprzed wielu lat mojego Męża – wszystko co jest rachunkiem, wpada od razu do specjalnej przeźroczystej szufladki, którą sprawdzamy raz w tygodniu, ustawiając od razu płatności z konta (bank daje nam możliwość ustawienia płatności na wiele dni naprzód – pieniądze są zablokowane, ale równocześnie są wliczane do salda). Dzięki temu – jeśli tylko poczta dostarczy nam rachunek, na pewno jest on zapłacony na czas i nie zastanawiamy się nad nim.

Natomiast na końcu zbieram wszystko w koszyk. Od kilku tygodni takim koszykiem jest dla mnie iGoogle. Mam tam kalendarz, listę Todo, widżet Toodledo (testuję go na razie, ale jak dotąd robi na mnie bardzo dobre wrażenie), notatnik klasyczny i notes na hasła – Pin a Note (brak mi tu skalowalności tego narzędzia, jak znajdę lepsze to chyba zmienię). To wszystko + Thunderbird + zwykły papierowy notes zaczyna mi coraz lepiej zbierać i panować nad różnymi spływającymi infomacjami i rzeczami do zrobienia.

4 komentarze

  1. Tak, ja wiecznie mam z tym kłopoty, robiłem już kilka razy przymierzenie do pełnego GTD ale zawsze jakoś tak wychodzi na okrągło 🙂 Co ciekawe nie przeszkadza to abym naszego nowego pracownika uczył w ten sposób, ostatnio kiedy miał problemy z nawałem obowiązków od szefa zaczeliśmy od rozpiski ważne/mniej ważne pilne/mniej pilne (bo przecież od szefa wszystko pilne i ważne, jedno mniej drugie bardziej ;).

    Teraz uczulam go na GTD, nie takie klasyczne programowe definicyjne, ale takie meskie: Get Things Done.

  2. Jesli chodzi o konta to etykiety w gmailu bardzo pomagaja, od pewnego czasu sporo poczty od razu archiwizuje, sporo wyrzucam, a reszta dostaje etykiete z czynnoscia lub kategoria i dopiero po wykonaniu/przeterminowaniu leci do archiwum.

    Tym sposobem mam tylko kilka do kilkunastu mejli w inbox.

  3. W Thunderbirdzie też stosuję etykiety (choć nie ma ich tam aż tyle, co w gmailu) 🙂 I mnóstwo folderów – niemniej, dzięki temu też mam w skrzynce odbiorczej tylko 13 maili, a większość maili jestem w stanie odnaleźć w ciągu maksymalnie 2-3 minut 🙂

    Z innych tricków (ten stosuję od dawna) – jeśli coś zajmie Ci nie więcej niż 5 minut (w dużym natłoku zajęć – 2), robię to od razu. To zaskakująco nieraz skraca czas wykonywania drobiazgów, które odkładane nawarstwiają się.

  4. For implementing GTD you might try out this web-based application:

    Gtdagenda.com

    You can use it to manage your goals, projects and tasks, set next actions and contexts, use checklists, schedules and a calendar.
    A mobile version is available too.

    As with the last update, now Gtdagenda has full Someday/Maybe functionality, you can easily move your tasks and projects between „Active”, „Someday/Maybe” and „Archive”. This will clear your mind, and will boost your productivity.

    Hope you like it.

Skomentuj falo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *