Farmy fanów budzą sprzeciw… Fejsa i samych fanów

Aby znów się nie tłumaczyć, czemu rok nie pisałam – wyjaśnię – to nie do końca prawda. Jeśli ktoś jest ciekaw – może moje wpisy znaleźć na blogu Planet PR (planetpr.pl/blog). Mając dużo pracy, trudno mi było tworzyć zdublowane wpisy, ale z drugiej strony ten mój blog czasem zawierał uszczypliwości i (prywatne) opinie o kampaniach i firmach, które niekoniecznie powinnam prezentować na blogu firmowym. A na własnym – hulaj dusza 🙂 (ew. dostanę maila od jednego lub drugiego urażonego osobnika ;)).

O farmach fanów jest ostatnio głośno – media marketingowe niemal ścigają się z artykułami o nic. Że to zło, że niemoralne, że nie powinno się. Mimo to powstają kolejne strony, które ciekawym, albo nośnym tytułem (typu p…dolę, idę spać, kocham łóżko, kocham weekend, itd.) gromadzą tysiące „lubisiów”. I niejedna z nich potem staje się platformą reklamową – pal sześć, gdy reklamy się „pojawiają”, są spójne z tematyką strony. Trudno się nawet wówczas dziwić, że admin nie chce zarobić. Ale zdarza się, że reklamy są co najmniej nachalne i zupełnie niespójne z czymkolwiek.

Dotąd wydawało się, że tacy admini są bezkarni. Owszem – fani pokrzyczeli, może kilkudziesięciu odlubiło stronę, ale cóż to było przy 90, czy 100 000 (i więcej). Facebook nie reagował za bardzo, wszystko toczyło się gładko.

Farmą, do której sama dołączyłam była strona „nie lubi tego”. Brak takiego przycisku odczuwam mocno, bo trudno  klikać „lubię to” na skargę, czy smutki, albo na link z oburzającym artykułem/wydarzeniem. Ale czasem nie chcę pisać nic więcej, albo wszystko zostało powiedziane – taki przycisk byłby więc świetnym rozwiązaniem. Z tego samego względu uznałam, że strona „nie lubi tego” to świetny pomysł i nierzadko używałam 🙂

Przez kilkanaście tygodni było super – nagle pojawiły się reklamy. Wszystkie – o studenckich wyjazdach. Pierwsze dwie pominęłam milczeniem, ale były coraz bardziej namolne, w tonie, który stanowczo budził mój sprzeciw (np. „nakaz” podzielenia się takim wpisem). Na tym poziomie strona zbliżała się w szybkim tempie do 100 000. I chyba admin się przeliczył, bo w ciągu tygodnia zamiast wzrostu – musiał obserwować jazdę w dół – stronę opuściło ok. 17 000 osób. Powiem szczerze, że dawno nie widziałam takiego exodusu…

Ta sytuacja miała miejsce w środę. Bunt fanów na tablicy – odczuwalny, ale nie strasznie widoczny (kilkanaście wpisów, bywało znacznie gorzej). Kilka osób groziło zgłoszeniem do administracji Facebooka. Na to patrzyłam przez palce (nie jest zbyt rychliwa, przynajmniej w Polsce), natomiast postanowiłam obserwować czy spadek się zatrzyma, czy będzie trwał. Dziś spotkała mnie niespodzianka – spadku nie ma, bo… nie ma strony. Nie wierzę, żeby admin ją zamknął, więc albo usunął ją Fejs, albo jest jakaś awaria. Ale inne moje strony są widoczne i linkują się bez problemu, więc stawiam na pierwsze rozwiązanie. Nie byłam też w gronie bardzo aktywnych antyfanów (choć dwa razy skomentowałam negatywnie reklamy), więc chyba nie zostałam wyrzucona i zablokowana 😉

Jeśli to działanie administracji na wniosek fanów, to jest to słuszne posunięcie i chyba w ostatniej chwili, bo farmy mnożą się na potęgę… Poza tym dobrze byłoby wiedzieć, że takie zgłoszenia ktoś jednak czyta 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *