Bond to, czy podróbka Bonda?

Na nowym Bondzie byłam w listopadzie. Wówczas też zaczęłam pisać ten post, ale jakoś go nie skończyłam. O całości przypomniało mi nowe grudniowe CD Action.

(Osoby, które jeszcze nie były, zamierzają iść i nie chcą NIC wiedzieć, proszone są o zamknięcie okna).

Bond… Bond to legenda, instytucja, ikona. To jedna z tych marek, które nie istnieją w realnym świecie, ale każdy je zna, a ich siła jest tak mocna, że Bond, a nawet „dziewczyna Bonda” mogą występować w reklamach i bywać na przyjęciach.

Tymczasem QoS łamie tę legendę, nie powiem, że ją niszczy, ale… Bond, który nie mówi nieśmiertelnej kwestii „My name is Bond, James Bond”? Bond, który nie ma gadżetów? Bond, który właściwie nie uwodzi kobiet, nie jest elegancki? Mogę uznać Bonda brzydkiego, jakim bez wątpienia jest Craig, ale Bond nieelegancki? Nie, to już nie jest Bond.

Wychodząc z kina stwierdziłam, że byłam na niezłym (choć nie świetnym) filmie sensacyjnym, ale nie na Bondzie.

Niemniej, gdzieś podskórnie liczyłam na grę komputerową – że choć ona uratuje Bonda, że tam znajdę tego BONDA. Nic z tego – QoS w wersji na komputer okazała się być zwykłą strzelanką, w której gadżetów jest niewiele, a kobiet jeszcze mniej.  Jedyne co mi się chyba najbardziej w niej spodobało to bójki wręcz (tak, wiem jak to brzmi ;)).

Podsumowując – cieszę się, że nie jestem fanką Jamesa, bo chyba byłoby mi smutno, że czekałam na Bonda, który nie dorósł jeszcze, by zostać 007.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *