Jak się zachować na rozmowie kwalifikacyjnej… będąc z drugiej strony

Tak mi się dzisiaj jakoś zebrało na tematy HR-owe. Gotując mięso w sosie bawarskim (tak, podczas gotowania, podobnie jak pod prysznicem i na siłowni bardzo dobrze mi się myśli – nie skupiam się na niczym konkretnym, myśli po prostu sobie płyną) zaczęłam się zastanawiać dlaczego odrzucałam pewne propozycje pracy (niekoniecznie ostatnio, ogólnie, w życiu). Doszłam do wniosku, że najczęściej nie były winne proponowane zarobki, ani zakres obowiązków, tylko… sami rekruterzy (na poziomie niższym, typu specjalista ds HR, jak i na wyższym, typu mój potencjalny przyszły szef działu, czy firmy).

Wiele się pisze/mówi jak kandydat powinien zachować, ale rzadko jak powinien zachować się rekrutujący (nie mam na myśli profesjonalistów, którzy się na tym znają, raczej osoby, które do prowadzenia rozmów zmusiło życie, sytuacja, albo… szef).

I później pojawiają się takie rozmowy jak moja sprzed kilku tygodni, na której pani pytała mnie czy jestem mężatką, czy mam dzieci (zabronione przez prawo, choć nierzadko stosowane). Gdyby na tym skończyła, może dostałaby szansę. Ale gdy kilka chwil później padło pytanie, czy mieszkam z rodzicami i gdzie pracuje mój mąż, zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Rozłożyło mnie pytanie o moje wyznanie… Gdy ochłonęłam, zastanowiłam się, upewniłam się – nie chcę pracować w firmie, w której osoba z tytułem dyrektora xxx w tak jawny sposób, po wielokroć łamie prawo.
Zastanawiam się czy ta pani do końca zdaje sobie sprawę czemu odmówiłam pracy u niej…

Kodeks pracy nie jest długi, a jawne łamanie prawa jest zawsze krótkowzroczną polityką. Nawet gdy jest się z pewnych względów na szczycie…

Trochę wcześniej trafiłam na pana, który tak zaplątał się w odpowiedziach na moje pytania dotyczące firmy i formy zatrudnienia, że okazało się, że będę zatrudniona umowę o pracę, ale w formie umowy-zlecenia, a moja pensja będzie wynosić 1700 zł, z czego na umowie będzie 900 (netto), a resztę dostanę „pod stołem”, ale tak naprawdę to pod stołem to premia uznaniowa.

Nie ma nic gorszego niż kłamstwa podczas rozmowy kwalifikacyjnej – po obu stronach. Tak jak gdy napiszę w CV, że znam perfekcyjnie francuski (nie znam i nie piszę tego :D), to muszę się liczyć z tym, że siądę naprzeciw osoby rzeczywiście go znającej, tak i rekruter musi się liczyć z tym, że zadam mu kilka pytań i ze wcześniej zrobiłam w miarę możliwości drobny wywiad. Czasem idąc na rozmowę wiem, że szukają kogoś, bo poprzednia osoba zrezygnowała po 3 miesiącach, a mimo to słyszę, że firma się rozwija i mam być „kolejną w dziale”. Nie powiem, „wiem, że pani kłamie”, ale każde kolejne zdanie dzielę przez 3…

Kolejny kwiatek to pan, który udawał „kumpla” (mówmy sobie po imieniu i tym podobne). Dopóki zadawał konkretne pytania, było ok. Ale kiedy (opowiadając dowcip) zaczął przeklinać i czekał na moją reakcję, pomyślałam tylko „ile ty masz lat człowieku”…
Ten sam pan, złapany na blefie (żeby nie powiedzieć kłamstwie), wręcz żachnął się, że ośmieliłam mu się to wytknąć.

Kulturalne zachowanie obowiązuje w obie strony. Podejrzewam, że gdybym ja się tak zachowała, moje CV zaraz po rozmowie poszłoby do niszczarki… A bazie zostałabym oznaczona jako „kłamczucha”…

Można zadać prawie każde pytanie (oprócz tych zakazanych), wiele odpowiedzi można skomentować. Czasem lepiej przemilczeć swój komentarz (nie musisz przecież podkreślać, że Twój certyfikat językowy jest lepszy do tego, który ma kandydat?). Zawsze można zrobić to jednak tak, by kandydat wychodząc powiedział – „jeśli mnie przyjmą, to chcę tu pracować”, a nie napisał za kilka godzin maila „dziękuję, ale rezygnuję z dalszego uczestnictwa w rekrutacji”.

3 komentarze

  1. Świetny wpis! Ja zastanawiam się nad kilkoma swoimi postępowaniami:

    1) człowiek odpadł w przedbiegach gdy okazało się, że jego angielski jest żenujący nawet dla naszych uszu a miał być perfekt, zamiast go wyprosić po 10min dociągnąłem do 30min i dałem mu szansę/nadzieję do końca.

    2) Po przemyśleniach nad pkt.1 przy kolejnej takiej sytuacji bardzo grzecznie i niekonfliktowo wyjaśniłem, że to prawdopodobnie nieporozumienie i podziękowałem. Facet przyznał mi rację i rozstaliśmy się w przyjacielskiej atmosferze ale czy to było właściwe?

    3) poważnego kandydata raz zniechęciłem tłumacząc mu szczerze (nooo, tak naprawdę to i tak były różowe okulary) jaka jest rola i odpowiedzialnosc (sales) na tym stanowisku. Uznałem, że to nie fair żeby gość wpakował się gdzieś gdzie stres go zeżre.

  2. Ad 1 – nie każdy umie szybko zakończyć rozmowę rozwiewając nadzieje. Choć sama się tego nauczyłam i po wpadce na kluczowych sprawach, kończę. Ale czasem mam wątpliwość – a może jednak…
    Na niekluczowych – u mnie zawsze jest druga szansa 🙂 .

    No dobra, na kluczowych można się wybronić uczciwie mówiąc, że jest się zdenerwowanym. Ale wtedy jest druga próba (w końcu jak nawet ja puszczę, to przez szefa nie przejdzie, więc i tak muszę sprawdzić – szkoda czasu wszystkich trzech stron)…

    Ad 2 – jak w pierwszym. Tu gdzie ang. był kluczowy, zakończyłeś w najlepszy dla Ciebie sposób – nie tracąc więcej czasu. Wolno Ci – to nie Ty oszukałeś, tylko on, pisząc, że jest fluent, gdy jest poor, albo good.
    Zdaję sobie sprawę, że trudno wyczuć, czy mój ang. jest zaawansowany bardzo czy średnio, ale nie jest możliwe, by ktoś, kto mówi z dużym trudem i nie mniejszym czyta, nie miał świadomości, że nie mówi biegle…

    A myślę, że po takim zakończeniu gość nie biega wśród znajomych i nie mówi, że rozmowa była taka, czy inna – była uczciwa.

    Ad 3 – To było najlepsze co mogłeś zrobić. Co by Ci dało to, że gość, by przyszedł, a za miesiąc, dwa trzeba byłoby szukać nowego? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *