Paryż się zmienia

Pamiętam jak byłam tam pierwszy raz… 24 godziny podróży autokarem (masakra – nie polecam nikomu), pełne napięcia oczekiwanie…
Z tamtego czasu pozostało mi w pamięci wiele rzeczy, takich jak:
– jeśli jesteś w Paryżu, (a właściwie we Francji) i chcesz sie dogadać – mów po francusku; pamiętam moje wyuczone zdanie „Parlez vous anglais?”, na które nieodmiennie widziałam zdziwioną minę, jakbym przyleciała z kosmosu (no, wyjątkiem był Office du Tourisme, ale to akurat nie takie dziwne). Niemniej, na moje szczęście, Paryżanie okazali się być bardzo przyjaźnie nastawieni i zawsze jakoś na migi się dogadaliśmy :);
– śmieszne tygodniowe karty Orange (na komunikację miejską); śmieszne, bo trzeba było mieć zdjęcie, ale dziwniejsze było to, że ich bieg rozpoczynał się zawsze w poniedziałek;
Office du Tourisme – miejsce, gdzie można się było dowiedzieć naprawdę wielu rzeczy z tego, co dzieje się w Paryżu – dziś, jutro, za miesiąc; ściana ulotek, książeczek, map. Pewnie nie zobaczyłabym ani połowy z tego, co wtedy widziałam;
– karty „do zwiedzania” (Paris Museum Pass) – wykupywane na 1, 3 lub 5 dni upoważniały do dowolnej ilości darmowych wstępów w wymienione w specjalnej ulotce (była też po angielsku 😉 ) miejsca – głównie muzea, ale nie tylko. Pamiętam, że zaoszczędziliśmy wtedy masę pieniędzy, a ja przez 3 dni codziennie wspinałam się na Łuk Triumfalny (znacznie bardziej go lubię niż Wieżę, szczególnie wieczorem widok zapiera dech);
– wszechobecną reklamę Galerii Lafayette
Oczywiście wspomnień jest dużo więcej, ale te przytoczyłam specjalnie…Zaczęłam od tego, że Paryż się zmienia. Przede wszystkim:
Paryż zaczyna mówić po angielsku. Jest to o tyle zaskakujące, że masowe. Już nikt nie patrzył zdziwiony słysząc moje pytanie o język angielski (ja bardzo słabo mówię po francusku, choć może kiedyś się to zmieni), bardzo często słyszałam potwierdzenie, choć z zaznaczeniem, że tylko troszkę. Niemniej – da się porozumieć. Da się kupić bilet, dopytać o stację, zamówić jedzenie, zapytać o drogę. Naprawdę się da…
– napiszę więcej – zdarza się usłyszeć/zobaczyć język polski. Coś, co trzy-cztery lata temu było nierealne, dziś stało się możliwe. Pierwsze zaskoczenie – na lotnisku – podaję pogranicznikowi paszport z uprzejmym „Bonjour”, a gość mi odpowiada „Dzień dobry”, z ledwie słyszalnym „r”, a później „do widzenia”. Pewnie nie umiał wiele więcej, ale była to miła niespodzianka 🙂 Na dwóch ulotkach z OdT znalazłam opisy po polsku 🙂 (nie wspominając już o tym, że recepcjonistka w hotelu w Paryżu była Polką, a Pani w OdT w Lannion – Polką z pochodzenia (choć, niestety, nie mówiącą po polsku); Niektórym zdarza się pomylić „dzień dobry” z „dziękuję”, ale i tak jest to sympatyczne 🙂
zmniejsza się jakby promocja Paryża – widać to na ulicach, widać w OdT; już nie ma ściany ulotek, jak kiedyś, nie ma takiej ilości map jak kiedyś. Są, ale nie tak różnorodne, nie tyle, co podczas mojej pierwszej wizyty; na ulicach też nie ma takiej ilości informacji jak kiedyś, podobnie w Rerach i Metrze. Nie ma tak wielu koncertów, ani przedstawień. Może to kwestia czasu powakacyjnego, ale chyba nie… Może za dużo turystów mają?…
– karty Orange są nadal, ale można kupić karty przejazdowe na 1, 2, 3 dni (Paris Visite), zaczynające się w dowolnym dniu tygodnia. Dodatkowo zmniejszają one rolę tamtych kart do zwiedzania, (które nadal istnieją, ale obecnie na 2,4 i 6 dni), bo też upoważniają do wejścia za darmo lub po obniżonej cenie w niektóre miejsca;
– Galerię zastąpił Printemps… Teraz on króluje na mapach i w pociągach 😉Ale nadal Paryż ma ten sam urok (choć jeszcze przez tydzień lub dwa przykryty trochę kibicami rugby;) ), tę magię, równie nieuchwytną, nieopisywalną, co wyczuwalną… Za każdym razem, gdy stamtąd wyjeżdżam, myślę o przeprowadzce na dłużej. Choć na rok lub dwa… Ale za każdym razem boję się, że wówczas, gdy przyjadę na stałe, gdy pójdę do pracy, gdy wejdę w codzienność, zagubię tę magię, to coś, co sprawia, że wsiadając do samolotu już marzę o tym, by powrócić, choć na kilka dni. By popatrzeć wieczorem na Champs-Élysées, by posiedzieć w ogrodach Tuilleries lub Wersalu, pojechać do Muzeum Techniki – Cité des sciences et de l’industrie , czy po prostu powłóczyć się po uliczkach, popatrzeć na wystawy, zjeść crepés i Cr?me Brulée…

7 komentarzy

  1. Paryż miasto dziwnych ludzi.Tam jak spojrzysz na Paryżanke to ta zaraz pójdzie do sądu że ją molestowałeś.PARYŻ jest dla cudzoziemców,nie dla paskudnych Paryżan.Oni nawet nie wiedzą co to jest zakochać się.Oni są jak roboty,wszystko robią według wskazówek nie wiem czyich.Głupi naród.Sory,nie Francja,tylko Paryż.Bo Francuzi są ok

  2. Wiem że mi odpiszecie że Paryż to Francja.Ale tak nie jest.Paryżanie bardzo się różnią z resztą ,prowincje takie jak Alzacja,Burgundia,Lotaryngia,Owernia czy Szampania.Dam przykład z gazety:Czyżby paryżanie wstydzili się tego, że są z Paryża? – zastanawia się radio France Info. Zapytany o to rzecznik francuskiego MSW Gérard Gachet tłumaczy: – Mówi się, że paryżanie to mieszkańcy prowincji, którzy przenieśli się do stolicy. Bardzo możliwe, że wybierają numery departamentów, do których są przywiązani lub gdzie mają rodziny. Bez komenta

  3. @thorgal – wszędzie są dziwni i normalni ludzie. Ja akurat miałam wiele szczęścia spotkać tych normalnych, choć ci dziwni też się zdarzali 🙂 Podobnie jednak było w innych częściach Francji.
    Myślę, że wiele naszych odbiorów wynika z różnic kulturowych – nie jesteśmy przyzwyczajeni do ich kultu jedzenia, podejścia do innych ludzi, ani zwyczajnie do siebie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *