7 rocznica WTC i Londyn

Od rana rocznica zamachu na WTC króluje w wielu mediach. 7 lat temu, w trakcie wydarzeń siedziałam w samochodzie, czekając na Męża, który pobiegł po coś do mieszkania. Nie pamiętam co powiedział jak wrócił – gdzieś z mgły wspomnień wyłania mi się słowo „wojna”. Następne godziny spędziliśmy przy radiu, potem telewizorze i Internecie. Ale po pierwszym szoku tamte wydarzenia były na tyle odległe, na tyle nierealne, że jakoś przeszło.

Co mogli czuć bliscy tych, co byli w WTC, odczułam niecałe 4 lata później. Mój Mąż był 7 lipca 2005 roku w Londynie. Pamiętam, że wychodziłam już z domu do pracy, na spotkanie z klientką. Przed wyjściem wzięłam przekąskę i – jak to dziecko ery telewizji – włączyłam odbiornik i jedząc przeskakiwałam po kanałach. Na Trójce były jakieś gadające głowy, ale ekran był podzielony – w drugim okienku jacyś ratownicy, jakiś wybuch. I czerwony pasek na dole ekranu. Kilka minut później siedziałam przykuta do fotela patrząc na TVN24. U nich – jak zwykle – stała transmisja, analizy, rozmowy. A ja usiłowałam skontaktować się z Londynem. Najpierw SMS, który doszedł, ale został bez odpowiedzi. Potem dzwoniłam, ale bez szans… Zadzwoniłam do hotelu – miły recepcjonista wyjaśnił mi, że Mr już wyszedł, jakieś pół godziny temu (czyli w czasie eksplozji mniej więcej), a oni znajdują się w pobliżu tej stacji, na której był wybuch…

Następna godzina to szał emocji połączony z jakimś otępieniem. Emocji, których nie życzę nikomu i które sprawiły, że rozumiem wiele osób, które znajdują się w sytuacji takiej niepewności. Niemal każde zachowanie jest wówczas możliwe.

Po półtorej godzinie, gdy wreszcie telefony zostały odblokowane, dostałam krótkie info, że jest ok, że nic mu nie jest. Jak mówią – Opatrzność czuwała, bo zaspał i wyszedł z hotelu o 15 minut za późno. Dzięki temu nie było go na stacji w chwili wybuchu. Gdyby wyszedł o czasie – pewnie znalazłby się na liście.

Wiem, że pojedynczy człowiek nie może nic zrobić, że trudno żyć w ciągłym strachu, ale mówienie, że „zamach jest równie możliwy jak katastrofa samolotowa” (czyli – jak rozumiem, dość rzadki?) i to, że „nie ma czym się przejmować” jest chyba ciut nie na miejscu – szczególnie w stosunku do ludzi, którzy w zamachach kogoś stracili. Mam świadomość, że panika w niczym nie pomoże, że nie można wciąż oglądać się za siebie. Ale nie można też pominąć wszystkiego i nie zwracać na nic uwagi. Tak jak rozglądamy się wokół przechodząc przez ulicę, tak jak uważamy jadąc samochodem, czy nie skaczemy (w większości) na główkę do nieznanej wody – tak i na co dzień warto się rozglądać – po prostu wokół.

1 Comment

  1. Głównym celem terrorystów jest, byś zmieniła swój codzienny tryb życia i oprócz oglądania się w czasie przechodzenia przez drogę zaczęła się jeszcze rozglądać, czy przypadkiem ludzie wokół nie wyglądają podejrzanie. Dodatkowo Twój rząd (no może nie Polski, ale np. amerykański) na spółkę z TV będą Cię przekonywać, że zagrożenie jest całkiem realne i wszyscy powinniśmy się bać (a w wyborach głosować na tego kandydata, który jest silny, stanowczy i obiecuje rozprawić się z terrrorystami).

    Sugeruję więc zachować spokój i nie zmieniać swoich przyzwyczajeń;)

    A co do 11.09 – polecam oglądnąć dokument ‚Loose Change’ (pl: ‚Niewygodne fakty’). Stawiam skrzynkę J. Walkera każdemu, kto znajdzie wrak Boeinga pod Pentagonem 😉
    Fragment: http://www.youtube.com/watch?v=3tmeScPcaEA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *