Asystent Marthy Stewart

Kilka dni temu mignął mi fragment tego programu na Zone Club. Kilka osób, podzielonych na dwie drużyny, walczy o pracę u legendarnej Marthy Stewart. Program jest dobrze pomyślany, ma niezłe tempo. Nie wiem czy osoby biorące w nim udział naprawdę tak ją uwielbiają, czy to scenariusz na potrzeby programu, ale patrzą w nią jak w obrazek.

Niemniej, nie do końca o tym chciałam napisać. W każdym programie zawodnicy są podzieleni na dwie grupy, konkurują ze sobą. Ta, która przegra (oceniają eksperci z danej dziedziny, a ostatnie słowo ma Martha), spotyka się w sali konferencyjnej, analizują czemu przegrali (teoretycznie – w praktyce usiłują znaleźć kozła ofiarnego). Wreszcie Project Manager wybiera dwie osoby, reszta drużyny idzie do pokoi, a ta trójka czeka na korytarzu (!) na decyzję Marty. Osoba przez nią wybrana, jedzie do domu.

Wszystko można zakończyć z klasą lub bez niej. Prawda jest taka, że jeśli projekt się wali, to jest to wina zespołu, ale bezpośrednio – PM. To on powinien na czas reagować i usunąć/zmienić słabe ogniwo. To do niego należy koordynacja i planowanie czasu. To pozornie łatwe zadanie, w rzeczywistości często przerastające początkujących. Tu panią PM zadanie też przerosło, ale nie umiała się przyznać do tego – choć wszyscy wskazywali, że nie kontrolowała czasu, że nawet go odpowiednio nie podzieliła, z jej ust ani razu to nie padło. Niemniej, z pewnych względów dostała drugą szansę.

Dziewczyna, która odpadła, ponoć po raz 4 przyczyniła się do porażki swojego zespołu (nie wiem, może – widziałam to po raz pierwszy). Bywa, nie każdy się nadaje do wszystkiego, może to ją przerosło, a może – wbrew pozorom – nie umiano wykorzystać jej umiejętności? Przykro mi było jednak patrzeć na to, że Martha właściwie ją zniszczyła. Biorąc pod uwagę jej popularność na świecie, a w szczególności w USA, jestem przekonana, że program miał niezłą oglądalność. Czy w takim razie podsumowanie przez Marthę młodej osoby, jako kogoś, kto nie angażuje się w projekty, kto nie nadaje się do pracy zespołowej, nie zniszczyło jej potencjalnej kariery? Czy po 4 dniach pracy przy różnych zadaniach, pod wodzą różnych PM, z których pewnie żaden nie znał jej możliwości nie jest znaczną przesadą? Czy mając taką władzę, jaką ma, nie warto czasem być bardziej wielkodusznym… Życzenie szczęścia na końcu listu zabrzmiało trochę ironicznie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *