Przeprowadzka… prawie jak po bitwie

Firma, w której pracuję do końca tygodnia, właśnie się przeprowadza… W swoim życiu przeżyłam już 6 przeprowadzek i zawsze ich nie cierpiałam. Znosiłam jeszcze jakoś pakowanie do pudeł i worków różnych rzeczy (zawsze zastanawiałam się skąd się ich tyle u mnie wzięło??), ale rozpakowywanie przerastało moje siły i z reguły jeszcze kilkanaście dni po przewiezieniu rzeczy, miałam je częściowo w pudłach (czasem rozpakowanych do połowy)… Mówiąc szczerze, długo myślałam, że to taka moja przypadłość, szczególnie, że moja Mama, ani Mąż nie mają takiego podejścia… Z jakim zdziwieniem (i radością, że nie jestem sama 😉 ) usłyszałam, że ludzie w biurze mają dokładnie to samo podejście!
A kiedy przewieźliśmy wszystkie rzeczy, kiedy okazało się, że pokoje, które powinny już być gotowe do ustawień mebli, jeszcze nie są, że nie ma okablowania, więc nie ma sensu się rozpakowywać, bo nie damy rady potem przesuwać szaf wypełnionych segregatorami i książkami, zgodnie stwierdziliśmy – nie cierpimy przeprowadzek…
Dobrze chociaż, że dystrybutor wody (taki do kładzenia na nim wielkich butli), pracuje (znaczy się kranik działa i woda się leje) również bez prądu! Była to chyba najmilsza wczorajsza wiadomość, której efekty są widoczne i dziś 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *